piątek, 20 października 2017

Co ma Kuba Rozpruwacz i czarnoskórzy żołnierze do polskich korsarzy?... Czyli o potencjale zagadek historycznych słów kilka.



KUBA ROZPRUWACZ.

Postać o której na pewno nie raz w życiu słyszeliście i która na pewno wielu z Was intryguje, Nawet jeśli nigdy o nim nie czytaliście, musieliście spotkać się gdzieś kiedyś jakoś z jego tajemniczą osobą. Z jego zagadką...
A dlaczego tak jest? Dlaczego Was intryguje i dlaczego często się o nim słyszy, mimo, że był przecież tylko jednym z całej masy bestii w ludzkiej skórze żyjących na tej planecie?


Już odpowiadam.

Nie intryguje Was bowiem on sam, jego dzieło, jego osoba. Ale jego TAJEMNICA. Intryguje to, że jest ogromną zagadką, której prawdopowodnie nigdy nie rozwiążemy.
Intryguje to, że nie wiemy kim był, dlaczego to zrobił, dlaczego dopuścił się swoich zbrodni, jakie miał motywy, do jakiej klasy społecznej należał. Nie wiemy tak naprawdę nawet tego był mężczyzną... czy może jednak kobietą. Czy był Brytyjczykiem, czy może - jak postulują to niektórzy - Polakiem lub polskim żydem.


Zagadka to bowiem coś co wchodzi w nasze umysły o wiele mocniej i na dłużej niż sprawy oczywiste. Nikt nie lubi bowiem nierozwiązanych spraw, niezakończonych projektów, zagwozdek, dylematów, rebusów jakie tworzy przed nami życie. Wszyscy się z nimi zmagamy. I wszyscy tak samo zmagamy się z tajemnicą pt KIM BYŁ KUBA ROZPRUWACZ.

Zagadka ta, swoista czarna dziura historia, kartka wyrwana z biografii jego ofiar, niezapisana informacja w aktach sprawy, jest zarazem czymś co bardzo cenią sobie twórcy.


KUBA ROZPRUWACZ, dzięki swej nieodgadnionej tożsamości, nieodgadnionym motywą, jest bowiem wymarzonym tematem dla fikcji literackiej czy scenariuszy filmowych. KAŻDY ma po prostu szansę by tą wstrząsającą krwawą ( = dobrze się sprzedającą ) historię opowiedzieć we własny oryginalny sposób.
Tam gdzie nie ma jednej oficjalnej wersji, każdy może przedstawić własną wizję zdarzeń.
Tam gdzie nie ma postawionej kropki nad i, każdy może kuć żelazo.

Gdyby tajemnica KUBY ROZPRUWACZA była poznana, nikt by się tym nie przejmował. Ot, nakręcono by może jakiś film, czy napisano książkę, ale niczym by się to w sumie nie wyróżniało z szeregu innych kryminałów opartych na faktach.


No dobrze... Ale co ma KUBUŚ do polskich korsarzy zapytacie? Co to ma w ogóle do rzeczy gdy idzie o ten blog?

Już już, za chwilkę...

Weźmy tylko na moment jeszcze tych CZARNOSKÓRYCH ŻOŁNIERZY.

Niektórzy z Was bowiem zapewne słyszeli o pewnym odkryciu sprzed paru lat.
Odkryciu, które stanowiły te poniższe fotografie.

Przypatrzcie się dobrze...


Zauważyliście? Nie mogliście nie zauważyć.

Nie jest to fotomontaż.

Intrygujące, prawda?

Dlaczego?

Bo jest to TAJEMNICA.

Czarnoskórzy żołnierze walczący w polskich szeregach to coś z czym spotykamy się tak rzadko, coś tak nielogicznego, że automatycznie staje się ZAGADKĄ.

Zagadką, która intryguje tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że pan z pierwszej fotogtafii, siedzący pośród lotników eskadry wielkopolskiej, wg wielu historyków nie miał prawa pośród nich siedzieć?


A dlaczego?

Ponieważ wszyscy lotnicy tej eksadry nosili wyraźnie polskie nazwiska.
A on był, jest, ewidentnie czarnoskóry.

Dla wielu badaczy ten prosty fakt, POLSKIE NAZWISKA, automatycznie przesądza, że osoba ta nie mogła być lotnikiem.
Logika dekad życia w polskim systemie społecznym podpowiada nam, że człowiek ten musiał nazywać się jakoś inaczej, "egzotycznie".

Ale czy tak musiało być? Tam gdzie inni widzą problem, gdzie inni widzą ZAGADKĘ, ja widzę miejsce do pokopania.
Widzę odpowiedzi, z gatunku tych romantycznych.

Bo przecież, skoro nic o tym czarnoskórym osobniku nie wiemy, to czyż nie możemy sami spróbować stworzyć sobie prawdopodobną wersję wydarzeń?

Czyż nie możemy pokusić się o myśl, że człowiek ten, choć czarnoskóry, mógł NAJZWYCZAJNIEJ W ŚCWIECIE NOSIĆ POLSKIE NAZWISKO?


A dlaczego je nosił?

A no, a to już jest kolejna TAJEMNICA, na którą każdy może spróbować odpowiedzieć.
Każdy może przedstawić swoją wersję zdarzeń.

Ja mam co najmniej dwa:

1) Człowiek ten mógł zostać adoptowany przez jakieś wielkopolskie małżeństwo, które będąc poddanymi Cesarza Niemieckiego przywiozło go sobie z której z niemieckiej kolonii...

2) Osobnik ten został adoptowany przez rodzinę należącą do Polonii Amerykańskiej i wraz ze swoimi przybranymi polsko-amerykańskimi braćmi przybył do Europy by walczyć przeciwko Niemcom na zachodzie, a potem także by walczyć o wyzwolenie Polski...

Brzmi prosto i przekonująco?
Przy wielomilionowej populacji Wielkopolski, Cesarstwa, czy Polonii Amerykańskiej takie sytuacje mogłby się przecież zdarzyć.

Ale ten sposób myślenia nie jest preferowany przez historyków, badaczy, którzy wolą "prostsze", "logiczniejsze" rozwiązwiazania.
Gdybanie to dla historyków czysta FANTASTYKA.


Ja jednak, poza byciem historykiem, jestem także SCENARZYSTĄ.

Scenarzysta nie pisze książek naukowych, ale szuka po prostu fajnych fabuł.
Scenarzysta wiecznie poszukuje ciekawych historii, wątków wartych rozwinięcia i opowiedzienia, utrwalenia na papierze lub na taśmie.

Jednak najważniejsze dla mnie przy sprawie tych czarnoskorych żołnierzy było to, że "rozwiązanie" zagadki polskiego nazwiska zrodziło we mnie bakcyla do tego typu zagadek.

I tu przechodzimy wreszcie do polskich korsarzy, na których tyle czekaliście, i do polskiego galeonu, na którym pływali.

Dlaczego zdecydowałem się na ten długi test, na te z pozoru kompletnie niezwiązane z tamatyką mojego cyklu powieściowego wątki?

Dlatego, że KORSARZ RZECZPOSPOLITEJ narodził się dokładnie tak samo. Z ZAGADKI.


Wertując książki historyczne i marynistyczne nie raz bowiem natykałem się na wzmianki o galeonie wojennym z połowy XVII wieku, który miał pływać pod polską, lub pod gdanską banderą.

Nazywał się "Mars", był cudny, i liczył sobie 54 działa. A jego model znajdował się i znajduje nadal w Dworze Artusa w Gdańsku.

I tyle. Nic więcej praktycznie nie wiadomo. Jest jedną wielką TAJEMNICĄ.

Zdania historyków i badaczy na jego temat są bowiem różne.
Nie jest pewne ani w jakich dokładnie latach służył Rzeczpospolitej, ani skąd się na jej służbie wziął. Wielu neguje w ogóle to, że okręt ten mógł kiedykolwiek służyć naszemu krajowi.
Wielu innych twierdzi nawet, że jednostka zwyczajnie nigdy nie istniała. Że powstał tylko i wyłącznie model.


A jak było naprawdę?

Tego być może nigdy się nie dowiemy.

Niepewność, brak faktów, brak informacji w źródłach, czy być może brak samych źródeł, tworzą "Marsowi" wrogow, oponentów negujących jego jakąkolwiek historyczną wartość.

Ale zawsze jest też przecież druga strona medalu, zwolennicy. Ci, którzy nawet jeśli okrętem tym za bardzo się nie zajmują ( bo i nie mają za bardzo jak ) lubią wierzyć, że chociaż on jeden, rodzynek, służył pod naszą banderą, dzielnie broniąc polskiego morza.

Czyż nie mogło bowiem tak być?


Czyż żaglowiec ten, tak wspaniały, nie mógł mieć własnej historii, o której być może zwyczajnie zapomniano. O której po prostu nigdy nie usłyszeliśmy, o której artykuł czy książka dawno dawno temu uległa zniszczeniu w czasie którejś z wojen?

ZAGADKI nierozwiązanej nie można odłożyć tak po prostu na półkę z adnotacją "sprawy nie było".
"Mars", będąc TAJEMNICĄ, nie zasługuje by złożyć go do grobu historii i przysypać ziemią, dlatego, że ktoś potrafi znaleźć sposbu by się nim zajmować.

TAJEMNICE i ZAGADKI, te starsze i nowsze stażem, jak tradycyjne legendy i podania, to przecież także bowiem element naszego dziedzictwa.

"Mars" więc, obojętnie czy był tylko modelem, czy był jednak rzeczywiście prawdziwym, dumnym okrętem zbudowanym w pełnej skali, jest więc takim samym elementem naszej polskiej historii, jak znane "ciut" lepiej: Błyskawica, Burza, Grom, czy Wicher.

I zasługuje na to by dać jego historii szansę.

Nawet jeśli historia ta będzie nieprawdopodbna, nawet jeśli będzie mniej lub bardziej zmyślona.


Historia okrętów żaglowych czy parowych, czołgów, samolotów, helikopterów, muszkietów, szabli, kałasznikowów, to w końcu także i HISTORIA LUDZI, bo to my je budowaliśmy i wprawialiśmy w ruch.

To historia nas wszystkich, bo każdy wystrzelony pocisk, każde cięcie szablą, każdy ruch żagla powodowany wiatrem, miał swoj udział w budowaniu tego kim jesteśmy teraz, w jakich warunkach żyjemy i o czym marzymy.
Nie musimy interesować się historią, jakimkolwiek jej okresem i jakąkolwiek epoką, by czuć na sobie jej oddziaływanie.

Ona zawsze była. Jest i będzie.
Nawet jeśli dla wielu młodych i starych jest jedną wielką niepojętą czarną dziurą.
Nawet jeśli to, że ktoś w ogóle się nią - tym nudnym przecież przedmiotem - pasjonuje jest dla wielu ZAGADKĄ.

---

Pierwsze zdjęcię galeonu "Mars" zostało znalezione w sieci.
Kolejne zdjęcia żaglowca oznaczone niebieskim znaczkiem pochodzą ze strony Trojmiasto.pl.
W nagłówku wykorzystano grafikę pochodzącą z gry Assassins Creed Syndicate: Jack the Ripper.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz