sobota, 10 marca 2018

Tatarzy polscy - czyli rzecz o kolejnej zapomnianej formacji dawnej Rzeczpospolitej, jak i o grupie etnicznej, z której się wywodzili i z której pochodzi jeden z głównych bohaterów cyklu


Jeśli ktoś z Was zdążył już zapoznać się z dostępnym fragmentem powieści, musiał/a zatem poznać również i jednego z głównych bohaterów Korsarza -  skośnookiego polskiego Tatara, a jednocześnie muzułmanina - Temruka.

Postać ta, wydawałoby się nieco egzotyczna jak na nasze polskie warunki, znakomicie oddaje realia dawnej XVII wiecznej Rzeczpospolitej - czasów do których wszyscy chcą nawiązywać, kraju z którego chwałą i potęgą wszyscy chcą się identyfikować, ale o którego mieszkańcach obecne społeczeństwo nie wie prawie nic.

Obecność Temruka w Korsarzu to właśnie moja próba oddania hołdu tym wszystkim zapomnianym lub ignorowanym grupom etnicznym i religijnym Rzeczpospolitej i ukazania tamtej państwowości a także armii takimi jakimi były, gdyż Polski okresu potopu szwedzkiego, Wazów czy Sobieskiego, zwyczajnie nie można sobie wyobrazić bez Tatarów!

A przecież należy uświadomić sobie że bez nich nie byłoby ani późniejszej formacji ułanów, ani nawet naszej narodowej rogatywki!



Ignorancja wobec tej tatarskiej grupy etnicznej jest zresztą w ogóle do tej pory wieloraka, bo podczas gdy oni sami oddawali swej przybranej polskiej ojczyźnie spore zasługi, walcząc w naszym wojsku, ich ziomkowie z Krymu ( tak tak, tego bardzo głośnego ostatnio Krymu ) stanowili jedną z głównych sił militarnych w regionie... i niestety przez długie lata mocno dawali się nam we znaki.

Ot, trochę jak z czarną i białą legendą amerykańskich Indian.

Byli sobie więc nasi "fajni" oswojeni Tatarzy, którzy walczyli ramię w ramię z husarzami i petyhorcami przeciwko Szwedom, Turkom czy Rosji, ale byli też i ci dzicy, obcy, niechciani, "zza miedzy", którzy wyprawiali się na nasze południowe prowincje by brać chłopów i chłopki w niewolę.

I tak jak amerykańscy Indianie z czasem zupełnie utracili swą siłę i status, stając się zaledwie małą niewiele znaczącą grupką etniczną w zurbanizowanym amerykańskich narodzie, tak i nasi polscy Tatarzy utracili swe dawne znaczenie, czy pozycję w polskiej armii, stając się grupą zupełnie zapomnianą przez wojsko, naród i kulturę...


Współcześnie trudno bowiem określić ich inaczej niż jako regionalną ciekawostką na Białostocczyźnie, o której też wiedzą nieliczni.

Z kolei o obecnej sytuacji tych obcych, gorszych i strasznych Tatarów z Krymu chyba nie trzeba już tutaj wspominać, bo każdy na pewno coś niecoś o tym dowiedział już się z licznych reportaży z  w Wiadomościach.

Korsarz, przez pierwsze kilka tomów, skupi się wyłącznie na tej pierwszej "lepszej" odmianie Tatarów - tych których sprowadziliśmy tu sobie sami w średniowieczu jako jeńców, lub którzy przybywali na nasze ziemie w poszukiwaniu spokojnego azylu przez cały okres nowożytny uciekając przed prześladowaniami politycznymi na Krymie.

O tych, których nie bez powodu umieścił w swej Trylogii Henryk Sienkiewicza... też zresztą z pochodzenia właśnie Tatar!

Może postać złego Azji Tuhajbejowicza nie przedstawia jego i jego ziomków w najkorzystniejszym świetle, ale ukazuje też dobitnie fakt, że nawet już wtedy polscy Tatarzy nie byli do końca szanowani przez resztę społeczeństwa.

Nawet słynny Azja Tuchajbejowicz z Trylogii nie był w stanie spopularyzować roli swoich tatarskich ziomków
wśród ludu czytającego 
Tatarskie pochodzenie jego twórcy, Henryka Sienkiewicza, również pozostaje praktycznie nieznane. 
Co ciekawe, mimo że Tatarów nigdy nie było na ziemiach polskich wielu i mimo że większość z nich już dawno się spolonizowała, nadal stanowią oni o dziwo zwartą, silną i dumną ze swej tożsamości grupę, kultywującą swe tradycje.

I stąd, uznałem za oczywiste, że w Korsarzu domieszki tatarskiej nie może zabraknąć :)

Inspirację do samej postaci zaś - choć od tamtego czasu nieco zdążyła ona wyewoluować - zaczerpnąłem z tytułowego bohatera "Dersu Uzały" Kurosawy i przez długi czas wyobrażałem sobie relację Temruka z korsarskim kapitanem Mirskim, właśnie tak jak wyglądała relacja Dersu z "chodź kapitan!"-em Arseniewem :)

Dersu Uzała w wydaniu Kurosawy - inspiracja do postaci Temruka

Dersu i jego przyjaciel "Chodź kapitan!" Arseniew,
podobieństwo fizyczne i psychologiczne do duetu Temruk-Mirski nieprzypadkowe ;)

Samo imię - Temruk - zapożyczyłem zaś od innego tatarskiego żołnierza, wybitnego rotmistrza Temruka Szymkowicza z XVI wieku... którego niezwykłe boje same w sobie również zasługują na książkę czy na film!

Co do obrazków jeszcze...

Ilustracji przedstawiających Tatarów, czy to polskich czy krymskich, ciężko uświadczyć.

Często przy tym jednocześnie błędnie ( jak np w filmie "Ogniem i Mieczem" ) ubiera się ich na modłę iście mongolską, całkowicie ahistoryczną w tym okresie.

Ubiór Tatarów z Krymu jest nadal pewnego rodzaju zagadką, gdyż wiemy o tej kwestii niewiele.


Natomiast ubiór polskich Tatarów właściwie niczym nie różnił się od typowych polskich żołnierzy o "słowiańskim" pochodzeniu.

Bogatsi Tatarzy nosili więc jak tak jak ich bogaci koledzy z Mazowsza czy Wielkopolski, a biedniejsi w to co popadnie.

Częstokroć nie wyróżniali się też specjalnie z tłumu nawet rysami twarzy.

Ot, taka po prostu była i jest z nich niezwykła mieszanka ;)

Wszak do tej pory przy jednym tatarskim stole, w jednej i tej samej rodzinie, można spotkać zarówno osoby o wyraźnie azjatyckich rysach, jak i tych o zupełnie "słowiańskiej" urodzie... co nie zmienia faktu, że dziewczynka o azjatyckich rysach może się jednocześnie nazywać "Katarzyną", a chłopczyk o słowiańskiej urodzie przedstawiać jako "Mustafa" :)

...o czym być może przekonacie się kiedyś, jeśli nasi polscy Tatarzy uzyskają nieco więcej miejsca w mediach, albo jeśli odwiedzicie ich w "enklawach" w dawnym białostockiem.

A zresztą... jeśli nadal nie wierzycie to przekonajcie się sami z poniższych filmików :)





Na koniec należałoby jeszcze wspomnieć samej problematyce określenia "Tatarzy polscy".

Jest to bowiem twór całkowicie współczesny, powojenny.

W dawnej Rzeczpospolitej naszych Tatarów zwano "Tatarami litewskimi" wynikało z prostego faktu, że w zdecydowanej większości zamieszkiwali tereny właśnie litewskich prowincji Rzeczpospolitej odkąd sprowadził tam pierwszą ich grupę książę Witold, kuzyn Władysława Jagiełły. 

Inne dawne popularne określenie to "Lipkowie" - ten zwrot często pada w "Panu Wołodyjowskim" Sienkiewicza i również wywodził się od Litwy.

Mniej znanym, ale również używanym terminem był "Muślim", odnoszący się do wyznawanej przez nich religii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz