wtorek, 13 marca 2018

Wyprawy i Relacje #2 - Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku ( Spichlerze )


Jednym z najciekawszych muzeów, do którego często lubię wracać jest Muzeum Morskie w Gdańsku.

Właściwie nie jest to jedna pojedyncza instytucja mieszcząca swoje zbiory pod jednym dachem , ale ogromna muzealna korporacja posiadająca szereg placówek, rozsianych po całym Pomorzu ( m.in. w Tczewie i Helu ).

W samym Gdańsku MM zarządza kilkoma obiektami, w tym słynnym statkiem "Sołdkiem" stojącym na Motławie, oraz "Spichlerzami", w których znajduje się większość z udostępnionej przez muzeum kolekcji i do którego to miejsca skierowałem właśnie swoje kroki, oraz obiektyw aparatu.

Jak zwykle, interesował mnie przede wszystkim okres żaglowców, ze szczególnym wskazaniem na XVII wiek, jednak jako że to tylko ułamek ekspozycji, pozwoliłem sobie obfotografować również inne okresy, ot, żeby potencjali ciekawsy wiedzieli czego mogą po "Spichlerzach" oczekiwać :)

Zapraszam do relacji z tej wyprawy...


W zależności skąd zmierzamy do Muzeum, a jak mniemam większość z Was przybędzie od strony Gdyni, Sopotu, czy innych dzielnic Gdańska, drogę przez Stare Miasto zawsze będą wyznaczać nam piękne widoczki.

Ilekroć mam szansę lubię popałętać się dawno utartymi szlakami, od mostku do mostku, popatrzeć na obrośnięte roślinnością budynki, czy kaczki taplacjące się w tym czy innym kanale.

Ba!

Jak widać, nawet drzewa są ciekawe tego widoku :)


O tym, ze Gdańsk stoi historią świadczy zresztą nie tylko charakterystyna zabudowa, ale i rekonstruktorzy w dawnych strojach, których często można napotkać na tej czy innej ulicy...


W tym wypadku była to ekipa Krzysztofa Kucharskiego z "Garnizonu Gdańsk", zmierzająca na imprezę w Twierdzy Wisłoujście.

Niestety za późno pomyślałem by chwycić za aparat i jedynie ich plecy udało mi się uchwycić na zdjęciu.

Później już więc twardo trzymałem kamerę w gotowości... aż doszedłem niemalże do celu.

Niemalże, bo jak zobaczycie na fotkach poniżej same "Spichlerze" nie są niestety zbyt łatwo dostępne, to budynki znajdujące się tuż zakotwiczonym na przeciwko nas "Sołdkiem".


Jako, że leżą po drugiej stronie rzeki od Statego Miasta, trzeba się do nich albo przespacerować mostem lub zwodzoną kładką ( co trochę trwa ) albo przepłynąć promem, który jednak chodzi o określonych godzinach.

Niemniej, dla chcącego nic trudnego ;)

Spacerek zawsze dobrze zrobi, a króciutki rejs na drugą stronę rzeki także może być atrakcją.

Tym bardziej, że opłata za prom mieści się w cenie karnetu, jeśli wykupimy pakiet ze wstępem do kilku gdańskich placówek MM na raz
.
Polecam tą właśnie opcję, bo zdecydowanie najbardziej się opłaca.

No to jazda na prom :)


O po może ledwie dwóch minutach "rejsu" jesteśmy po drugiej stronie.

Przy okazji, innym argumentem by wybrać się do "Spichlerzy" lub po prostu przepłynąć promem na drugą stronę są widoczki...

Z miejsca w którym lądujemy możemy naprawdę nacykać całą masę świetnych ujęć Żurawia czy innych charakterystycznych budowli Starego Miasta z zupełnie innej perspektywy...


Ale na fotografowanie panoramy czas będzie zawsze!

Chodźmy, Muzeum czeka, to ledwie dwa kroki :)


Wejścia są zresztą dwa, bo do środka dostaniemy się także bezpośrednio od strony Motławy i "Sołdka"...


Ale dosyć tego łażenia po okolicy, czas przyjrzeć się ekspozycji w środku...

Zawartość "Spichlerzy" siłą rzeczy traktuje ogólnie o związakach miasta i Polski z morzem i oceanami, od czasów najdawniejszych, przez średniowieczę, po walkę o niepodległość i granicę, drugie wojny, czasy PRL i współczesność.

W tej relacji skupię się jednak na najbardziej interesującej mnie epoce, tj czasach galeonów, XVII wieku czy wojen polsko-szwedzkich...

Same Muzeum poświęca zresztą temu zagadnieniu sporo miejsca.

Krótko po wejściu ze znajomą epoką witają nas mapy i malowidła na ścianach...


...oraz imponujących rozmiarów makiety.


Znaczna część wystawy traktuje o najsłynniejszej polskiej batalii na morzu z dawnych czasów, tj. bitwie pod Oliwą z 1627 roku...


Przy czym o konfrontacji naszych galeonów z żaglowcami szwedzkimi opowiada się tu na wiele sposobów, są więc np symulacje komputerowe...


... cyfrowe rekonstrukcje bazy polskiej floty - Twierdzy Wisłojuście...


... sylwetki władców...


... obrazy...


...makiety tradycyjne...


...a także główna atrakcja sali, to jest luźna rekonstrukcja okrętu z epoki wraz z załogą...


... gdzie pod pokładem jednostki możemy przyjrzeć się armatom i ich obłsudze...


... albo sami postrzelać z dział i spróbować zatopić wrogie okręty na symulatorze...


Dalej w gablotach znajduje się mnóstwo przedmiotów wydobytych z zatopionego okrętu Solen lub ogólnie związanych z marynarzami...

Np monety jakich używali...


...to co zostało z ich ekwipunku i broni...


...oraz rekonstrukcje używanego przez nich oręża...


... a nawet rekonstrukcje twarzy samych poległych lub potopionych, uzyskane po oględzinach ich czaszek...


Nie mogło oczywiście zabkraknąć samych modeli okrętów...


Na ścianach zaś zobaczymy oczywiście wiele grafik prezentujących rodzaje jednostek pływających jak i sposoby walki morskiej...


Wszystko to robi wrażenie.

Choć niestety pośród pieczołowicie przygotowanej prezentacji zdarzają się także i błędy.

Poza rozmaitymi niewłaściwymi podpisami, najbardziej rzuca się w oczy rzekomy portret polskiego admirała Arenda Dickmanna...


... o którym wiadomo już od wielu lat, że wcale nie jest pewne czy przedstawia on dowódcę spod Oliwy, a jedynie ktoś wysunął taką tezę, którą do tej pory bezmyślnie się powtarza.

Co więcej, o ironio, jest bardziej prawdopodobne iż portret ten przedstawia wcale nie polskiego bohatera, ale jednego z klientów Szwecji, poborcę ceł gdańskich Spiringa.

Niestety pracownicy Muzeum nie reagowali na tą i inne moje uwagi, a wyłapałem je choć nie jestem wcale żadnym znawcą.     

Ale skupmy się na tym co fajne i dobre i co jeszcze warto zobaczyć w salach poświęconych naszej ulubionej epoce.

Mamy tu więc makiety Twierdzy Wisłoujście i samego Gdańska...


... przekroje okrętów pozwalające nam poznać jak wyglądała ich budowa i co znajdowało się w ich wnętrzach...


 ...grafiki przedstawiające marynarzy i sceny z życia na żaglowcach, w tym rodzaje kar za niekompetencję lub przestępstwa...


... kolejne makiety, tym razem stoczni gdańskiej...


... kolejne działa...


...kolejne modele żaglowców...


... czy wreszcie ekspozycję o samych sposobach odkrywania i wydobywania dawnych wraków - czyli jak się bada tego typu znaleliska i jak wyciąga się je na powierzchnię - tak współcześnie i przed wiekami...


 No i naturalnie kolejne portety osób ważnych dla interesującej nas epoki...


I to by było na tyle :)

Oczywiście we własnym albumie zdjęć mam więcej, ale przecież nie chodzi by Was tu nimi zamęczać i nie warto też pokazywać do końca wszystkiego aby po prostu zostało i coś do odkrycia dla Was samych :)

Wystawy i ekspozycje zmieniają się zresztą ciągle i nie wątpię, że w porównaniu z tą relacją coś nie coś już się w samym Muzem zmieniło i na pewno coś atrakcyjnego doszło :)

Na koniec, tradycyjnie, kilka moich własnych zdobyczy fotograficznych :)


Podsumowując, jest to naprawdę fajne miejsce i warto się wybrać.

"Spichlerze" nie grzeszą może ani nowoczesnymi rozwiązanami, ani perfekcyjnym przygotowaniem, ale mają duszę i jest tu co oglądąć.

A to tylko, przypominam, niewielka część całej kolekcji.

Z doświadczenia wiem, że inni wolą inne okresy, gdzie rozmaitych "bajerów" znajdziemy jeszcze więcej :)

A zresztą przekonajcie się sami - poniżej krótka zdjęciowa migawka tego co jeszcze będziecie mogli zobaczyć na miejscu....


No i nie zapominajcie rzecz jasna o samych "Sołdku" :)

Jako, że stoi tuż obok "Spichlerzy" warto się na niego wybrać, a nawet jeśli nie macie ochoty zwiedzać jego wnętrz to z okien muzealnych i zewnątrz można zawsze pokusić się o jego piękne zdjęcia :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz